Poranek letnią porą
Chłodem dzień przywitał
Skropił deszczem obfitym
Łąki i jeziora
Zagrał lekką muzyką
Ptasich harcowników
I nad ziemią rozpostarł
Lazurowe niebo
Zapach siana i kwiatów
Wzrok błądzi w półcieniach
Które słońce zza liści kotary serwuje
Czasem przemknie wiewiórka
Humor nam poprawi
Dzień budzi się i w duszy
Rodzi się poemat
Dziękuj Bogu za dary
Znów przeżytej nocy
Ciepłym okiem spoglądaj
Na swego sąsiada
Usta twe niech wyszepcą…
Takie skromne votum:
Ojcze nasz, Zdrowaś Mario,
Chwała Bożej Mocy