Jeszcze mi zagraj muzyko

Kominek
Ognisko płonie
Wątły płomień
Lecz radosny płomień
Jak w hipnozie
Patrzę urzeczony
Wracam myślą
Tam.
W rodzinne strony
Do tych pól –
Gdzie bydlątka pasałem
Woni łąk –
W których boso stąpałem
Żab w żwirowni wieczornych koncertów
I wspinaczek do brzozowych wierchów
Do zachwytów nad zbożowym flecikiem
I fujarką struganą nożykiem
Do tych chwil pod remizą wystanych
Grajków z wesel kompletnie pijanych
Do pagórków, po których zjeżdżałem
Gdzie za sanki własne portki miałem
I do pasa ojcowego czarnego
Tak cierpliwie rysy żłobiącego
Do ministra uczciwości – pracy
Jak wciąż liczni na świecie biedacy
Do relacji z Wyścigu Pokoju
Także w polu wśród trudu i znoju
Spotkań z wilkiem
A może wilczycą?
I czytania pod kołdrą ze świecą
Smaku chleba, kóz, osuchów, kumpiaków
O porannej rosie bosych szlaków
Wczesnym rankiem
Grzybowych podchodów
Żniw, wykopków o klimatach drogich
“Babci Starej” – wyglądanej z pola
Nienagannych jej manier i porad
I wieczornych spotkań w wiejskich chatach
Jakże była tym wioska bogata
Do tych śpiewów dziewcząt na ławeczkach
Podpływała już miłości łódeczka
I do pieszych rajdów do miasteczka
Z koszem grzybków –
Może kupi mieszczka?
Smaku chałwy – co go próżno szukam
Opowieści, gawęd – dziś posucha
Do śpiewania w zimowe wieczory
Pieśni ojców.
Gdzież jest dziś ten koloryt?
I do walki z biedy wiatrakami
Też nadziei – mocnej jak dynamit
Do świąt wielkich
Nie bogactwem, lecz duchem
Wiary żywej i mądrym posłuchem
I do księdza Leona z rowerem
Z kanapkami – Jego bestsellerem
Głodna dziatwa, chorzy i. ten uśmiech
Tak
Pamiętam –
Dobra tyle muśnięć.
Do skrzyneczki – dumnie “Toczką” zwanej
Żelaznego wozu turkotanie
Ciszy mgieł parującej ziemi
I zapachów co są nad wszystkimi
Ucztą wtedy.
Była każda chwila
Każdy kwiat z dumą kielich rozchylał
W życie chabry i maki pląsały
Ostom – z lekka czapki uchylały
Zając uszkiem strzygł cicho pod miedzą
Niecierpliwy co inni powiedzą
Zza “zagaty” wokół każdej chaty
Szczekał kundel kudłaty, pyskaty
Zabaw gwarnych rozbrzmiewały dźwięki
I ten święty, czysty nieba błękit.
Biegnę dróżką ku wspomnieniom –
Wzdycham
I ta cisza –
Coraz bardziej cicha
A w niej świerszcze coraz ciszej grają
Konik polny usnął
Usnął zając
Mnie
Kołysze nostalgii muzyka.
Słucham, słucham
Choć już nic nie słychać
Jeszcze myślą, chochołka wywijam
O szczęśliwych lat dzieciństwa chwilach